Wyprzedaże... Która z nas nie reaguje odruchowo na te magiczne słowo ?
Tym razem mnie nie pochłonęły. Przede wszystkim dlatego, że nie jestem
fanką okresu letniego, a wyprzedażą podlegają zwykle zwiewne sukienki,
bluzeczki bez rękawów, klapki plażowe itd.
Czasem faktycznie można upolować prawdziwe perełki,
ale kompletnie nie miałam do tego głowy,
przede wszystkim dlatego, że ciężko myśleć o przyszłym lecie będąc chwilowo
w rozmiarach nieco większych niż zazwyczaj... :)
Za to z utęsknieniem czekam, aż moja szafa zapełni się ciepłymi swetrami,
nowymi botkami i jesiennymi torebkami.
Zdecydowanie jesień to moja ulubiona pora roku w galeriach handlowych ! :)
Tym bardziej, że przez ostatnie kilka dni, pogoda jest bardzo jesienna,
15 stopni na plusie, chłodny wiatr i przebijające się słońce.
Chyba zaczyna mnie dopadać syndrom zbliżającego się macierzyństwa.
Obecnie jestem na etapie "Nie potrzebuję niczego do ubrania"
choćbym miała latać z gołym tyłkiem.
Za to nie potrafię obojętnie przejść obok dziecięcych kolekcji.
Na szczęście trzymam się póki co twardo regule,
że nie powinno się kupować za wiele żeby nie zapeszyć.
W Austrii ta zasada niestety gdzieś na moment odpłynęła,
i całe oszczędności przeznaczyłam na niemowlęce zakupy.
Co prawda niewielkie, ale cholernie kosztowne... :)
Sukienka i kombinezon Burberry nie mogły zostać dłużej w sklepie.
Nie mogę się doczekać żeby zobaczyć moją małą córeczkę w tych cudach!
Ostatnio strasznie dużo czasu pochłaniają mnie sprawy organizacyjne...
Na samą myśl robi mi się słabo.
Niebawem zdradzę Wam o co chodzi i mam nadzieję,
że po uporządkowaniu wszystkich formalności
znajdę czas na wyjście z moim osobistym fotografem
i będę mogła wrzucić tutaj coś więcej niż tylko selfie z Instagrama :)
Buziaki !